Pamiętam zapach siana na stole, czyli gdzie się podziała wigilijna tradycja

Pamiętam zapach siana na stole

Gastronomia

Pamiętam zapach siana na stole, czyli gdzie się podziała wigilijna tradycja? Są takie daty w kalendarzu, które powinny być pielęgnowane. Pomimo codziennego pośpiechu, stresu w pracy i braku czasu dla rodziny i przyjaciół… Są takie daty, kiedy należałoby przysiąść na chwilę, oddać się refleksji, skupić na tym, co w życiu piękne, a co w obecnych czasach niejednokrotnie schodzi na dalszy plan – czyli na rodzinie.

Pamiętam zapach siana na stole

Takim czasem powinny być Święta Bożego Narodzenia. Dawniej obchodzono je z należytą czcią. Pamiętam, jakby to było wczoraj, babcię krzątającą się po kuchni, lepiącą pierogi z kapustą i grzybami, gotującą barszcz… Pamiętam zapach wigilijnego drzewka, ściętego w lesie, na którym wieszałam własnoręcznie wykonane ozdoby. Gdzie się podziała ta świąteczna atmosfera?

Dawniej przygotowania do świąt trwały kilka dni. Zaczynało się od porządków: mycie okien, pranie dywanów, odkurzanie. Kolejnym punktem przygotowań były świąteczne zakupy. Wybieraliśmy się na nie całą rodziną. W końcu zakupy niezbędne do przygotowania 12 potraw to nie lada wyzwanie. Tak, 12 potraw – tyle sugeruje tradycja. Mama i babcia dokładały wszelkich starań, aby tradycji stało się zadość. Oczywiście obowiązywał post, więc potrawy były bezmięsne, a na stole królował karp.

Choinkę ubierało się dopiero w Wigilię. Oczywiście ozdoby przygotowywaliśmy wcześniej. Były łańcuchy z papieru, robione przez babcię na szydełku aniołki, nie mogło zabraknąć pierników oraz cukierków. Oczywiście łakocie można było zjeść, ale dopiero po zakończeniu wigilijnych obrzędów.

Niezbędnym elementem wigilijnego stołu było siano pod świeżo wypranym, koniecznie białym obrusem. Miało to przypominać o ubóstwie, w jakim narodził się Jezus Chrystus. Zawsze przy stole mieliśmy jedno wolne miejsce na wypadek wizyty zbłąkanego wędrowca.

Wieczerzę rozpoczynaliśmy, po pojawieniu się na niebie pierwszej gwiazdki, czytaniem Pisma Świętego oraz wspólną modlitwą. Następnie składaliśmy sobie życzenia dzieląc się przy tym opłatkiem. Po zakończeniu tego rytuału następowała konsumpcja. Każdy biesiadnik musiał spróbować wszystkich 12 potraw.

Podczas kolacji zawsze panowała radosna, rodzinna atmosfera, śpiewano kolędy, a o północy wszyscy udawaliśmy się do kościoła na pasterkę. Podczas wieczerzy wigilijnej alkohol nie był spożywany.

Ile z tej tradycji pozostało w dzisiejszych czasach? Można powiedzieć, że niewiele. Wigilia ogranicza się do szybkiej kolacji, przygotowanej również w pośpiechu. Choinki wciąż goszczą w domach, ale przyozdobione gotowymi bombkami i łańcuchami. Na stołach wciąż króluje karp, ale barszcz niejednokrotnie kupuje się gotowy, w kartonie. Pierogi zresztą też. Kto by miał czas na lepienie? Na niewielu stołach pojawia się tradycyjne 12 potraw. Wigilię częstokroć rozpoczyna się nie w momencie pojawienia się pierwszej gwiazdki na niebie, ale późnym wieczorem. Wiele osób, pracując do późna, pierwszej gwiazdki nawet nie widzi. Po opuszczeniu budynku pracy na niebie widnieje przecież już cały gwiazdozbiór. Niestety Wigilia, w przeciwieństwie do Bożego Narodzenia, nie jest dniem wolnym od pracy.

Wiele rodzin zachowało tradycję dzielenia się opłatkiem, jednak życzenia z reguły ograniczają się do pośpiesznego: „zdrowia, szczęścia” lub „wesołych świąt”. O czytaniu Pisma Świętego się już nie pamięta… Kolędy, zamiast śpiewać, słucha się w telewizji. Cała zresztą wieczerza w wielu domach odbywa się przed ekranem telewizora. Zamiast rodzinnych pogawędek, żartów, śpiewów, całe rodziny wpatrują się w program telewizyjny, niemalże identyczny od kilku lat. Można odnieść wrażenie, że to nie czas radości, ale smutne, wymuszone spotkanie, na którym każdy spogląda na zegarek pragnąc już wrócić do domowych, codziennych obowiązków. Odmiennym rytuałem współczesnych rodzinnych spotkań jest spożywanie alkoholu, który w wielu domach zasługuje już na miano trzynastej wigilijnej potrawy. Wiele rodzin zaniechało uczestnictwa w pasterce, gdyż wychodzenie o północy do kościoła jest nie lada wyczynem.

Dlaczego tak się dzieje? Po pierwsze, jak już wspomniałam wcześniej, współczesna pogoń za pieniądzem, próba podziału czasu pomiędzy pracę i rodzinę oraz towarzyszący temu żal, że doba ma zaledwie 24 godziny, zdecydowanie nie sprzyja pielęgnowaniu tradycji. Po drugie, współczesna komercjalizacja każdego aspektu życia powoduje, że po prostu ludziom doskwiera świąteczny przesyt już zanim święta się zaczną. Wszechobecne już od listopada choinkowe ozdoby, setki gwiazdkowych prezentów, mikołaje, świąteczne drzewka, które można spotkać już nie tylko zielone, ale w różnych kolorach tęczy, z całą pewnością detronizują tradycyjne podejście do świąt. Dzieci zapytane o to, co im się kojarzy ze świętami, zdecydowanym głosem odpowiadają, że prezenty pod choinką. Właśnie, kwestia prezentów… Kiedyś dostawało się jabłka, pierniki, cukierki… Teraz prym wiodą konsole, gry komputerowe, tablety… A dylemat „co kupić dziecku pod choinkę” z roku na rok wydaje się większy. Bo przecież dziecko musi pochwalić się kolegom i nie może wypaść na ich tle gorzej.

A gdzie w tym wszystkim Bóg? Niejednokrotnie zapomina się, że Boże Narodzenie, jak sama nazwa wskazuje, jest świętem upamiętniającym narodziny Jezusa Chrystusa. Może więc warto, pomimo natłoku codziennych obowiązków, chociaż w tym świątecznym okresie zwolnić na chwilę i oddać się refleksji… Na pewno warto świąteczną tradycję przekazywać kolejnym pokoleniom, w przeciwnym razie nasze wnuki i prawnuki nie będą już wiedziały, jak powinny wyglądać święta i czas ten stanie się dla nich po prostu kolejną datą w kalendarzu, która dla wielu oznacza po prostu dzień wolny od pracy.

Artykuł powstał dzięki portalowi sex telefon

0 0 votes
Daj ocenę
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments